Mieliśmy wysadzać tory i gnoić pokornych na węzłach
i drogach. Pilnować dostępu do podwórek, ognisk,
studni z eliksirami;
Naszych czasów bezbronnych nie da się uchronić,
kruszeją formacje, przytułki dla otrutych wzbogaconym chlebem,
koncerty niszowe, asfaltowe korty, a wódka – grande passe – pod
gołym niebem, dopala nam gardła w syntetycznych barach.
Palimy tylko siebie - towar zastępczy, nadpaleni
wyglądamy podobno lepiej, tylko myśli są zbytnio przewlekłe,
nie ma Jarocina i chyba już nie będzie.
Rzucanie granatem - nieuzbrojonym, do okopów,
do czołgów bezzałogowych. Nie mamy sumienia, nie mamy
już wrogów. Koszary śmierdzą folią i szprycą botoxu.
Pozorowany atak sił uwstecznionych,
w pudrowane nosy nikt nie wali z bańki;
mamy maski, kurwa, maski zamiast zbroi.
Mogę strzelić z gąbki do ciebie, a ty do mnie
rykoszetem z galerii pachnących upiorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz