piątek, 19 sierpnia 2011

psychodrom

To wygląda mniej więcej tak, lub nie. Przebiegam na Bielany,
przez trasę AK, akurat pomiędzy metalurgiczną wibracją jezdni.
Lusterka zaglądają do wnętrza, szukają przejrzystości.

Ludzie stoją , siedzą, od czasów do czasów. Nie można
ich nadpisać, są częścią pokojowej wymiany spojrzeń,
dostępni na wielu obrazach i zdjęciach.

Dużo tirów i gazowe studzienki. Z prawej Marymont,
domy, plenery. Lalka wygładza trawę na jesień, Hłasko miałby
widok na wieżowiec, prawie dwadziescia pięter
pomylenia.

Dzieciaki malują kolanami beton. Czy to już impresja czy kolejna
kartka do siebie? Czołówka z Amstaffem na poboczu chodnika
objawiła mi liczne zagrożenia, pomiędzy wizją a niedowidzeniem.

piątek, 5 sierpnia 2011

Hero Inn

Samotność jęczy nad kontynentem jak
syreny przeciwmgielne nad nieruchomą,
gładką rzeką podczas przypływu.


William S. Burroughs, Nagi Lunch



W przestronnym lobby codzienny nieład.
Doba rozpoczętą. Na pierwszym piętrze
obcokrajowiec ociera się o wilgotne ściany.

Pokojówka gasi mu światło, wycina z dłoni
linię rozumu, kładzie na czole, jak artefakt.

Pastwi się nad Nieistotnikiem, nasącza jego myśli
po czym oddaje - w innym stanie skupienia.
Przywłaszczyła sobie prawo do następnego świtu.

Na tribalowym krześle wisi patchwork:
przekłute oko, filetowa łyżka i wrześniowa łąka.

Piękne sanatorium - wyszeptał Nieistotnik.

Na balkonie stoi wynajęty samobójca. Ktoś podpalił tło
benzynową zapalniczką, zapadła skondensowana noc.

Z pokoi wyłonili się pierwsi zabłąkani goście
oczekujący na prenumeratę brunatnego snu.


środa, 3 sierpnia 2011

gangrena

Żyrandol wiruje jak we wrześniu;
widziałem na mieście szare sukienki.
W słuchawce Mokotów - bez treści. Dym
wyjaławia resztki snu,

spotkamy się może w Śródmieściu,
hełmy zdejmiemy z głów.

Zostawiam magazynek i list
z początku sierpnia, widmo
na gruzach, rosół z gołębia.

Zabiorę tylko nienawiść i zgorzel,
krew na mankietach
i przekleństwa.

Tadeusz z Przenośni

Skały biły się z wodą o jego życie wieczne,
pod opatrznością burz i nawałnic. W domu
chował przemoknięte stawy, bóle,
mimowolną bezsenność.

Chodził wśród półżywych cieni.
Widział sny turystów, zwierząt, ciała eteryczne
chwastów. Drogi mówiły do niego:

Starcze, połóż się na brzuchu i przemów. Kiedy
pies przechodnia obsika twoje kroki, to nic, przecież
nie boli. Gdy kuny zjedzą z twojej miski
ostatnie kromki chleba - nie uciekaj,
leż jak najbliżej ziemi.

Nie bój się jadowitych maszyn, terkotu silników,
smrodu spalin. Oddychaj sercem, patrz poza krajobrazy,
które nie będą nigdy twoim światem. Mów tylko prawdę,
sobie i ścianom.