Samotność jęczy nad kontynentem jak
syreny przeciwmgielne nad nieruchomą,
gładką rzeką podczas przypływu.
William S. Burroughs, Nagi Lunch
W przestronnym lobby codzienny nieład.
Doba rozpoczętą. Na pierwszym piętrze
obcokrajowiec ociera się o wilgotne ściany.
Pokojówka gasi mu światło, wycina z dłoni
linię rozumu, kładzie na czole, jak artefakt.
Pastwi się nad Nieistotnikiem, nasącza jego myśli
po czym oddaje - w innym stanie skupienia.
Przywłaszczyła sobie prawo do następnego świtu.
Na tribalowym krześle wisi patchwork:
przekłute oko, filetowa łyżka i wrześniowa łąka.
Piękne sanatorium - wyszeptał Nieistotnik.
Na balkonie stoi wynajęty samobójca. Ktoś podpalił tło
benzynową zapalniczką, zapadła skondensowana noc.
Z pokoi wyłonili się pierwsi zabłąkani goście
oczekujący na prenumeratę brunatnego snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz