Niegdyś na Górczewskiej zapalił się śnieg
w samym środku upalnego lata, biegali dzicy ludzie
w strojach z epoki, młodzież wszechwolska
w sportowych chałatach.
Żytnia w tym czasie niedopita z gwinta, bez etykiety
choć pełna procentów, na krańcach ulic zataczano szarfy,
w barwach narodowych plastikowe wstęgi.
W Gamie kadry jak z filmów Quentina,
prorok na Moczydle głosił przemienienie.
Był w bliskich kontaktach z byłym dzielnicowym,
w Parku Sowińskiego zmontowano scenę.
Siekiera, motyka, kokaina, kałach. Glock i tłumik
od starej Beretty. Samobieżny ogień, wysadzony garaż,
ktoś przykleił plastik do okna karetki.
w samym środku upalnego lata, biegali dzicy ludzie
w strojach z epoki, młodzież wszechwolska
w sportowych chałatach.
Żytnia w tym czasie niedopita z gwinta, bez etykiety
choć pełna procentów, na krańcach ulic zataczano szarfy,
w barwach narodowych plastikowe wstęgi.
W Gamie kadry jak z filmów Quentina,
prorok na Moczydle głosił przemienienie.
Był w bliskich kontaktach z byłym dzielnicowym,
w Parku Sowińskiego zmontowano scenę.
Siekiera, motyka, kokaina, kałach. Glock i tłumik
od starej Beretty. Samobieżny ogień, wysadzony garaż,
ktoś przykleił plastik do okna karetki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz